Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

Last Action Hero

Last Action Hero

Post by relatedRelated post

Amerykanie nie poznali się na „Bohaterze Ostatniej Akcji” – filmie z Arnoldem Schwarzeneggerem, który miał swą premierę w połowie 1994 roku. Dla nich była to tylko nędzna namiastka filmów akcji poprzetykana nie pasującymi do konwencji gagami. Dodatkowo grający jedną z głównych ról nastoletni chłopiec sprowadzał całość do poziomu bajki dla dzieci. Głupi Amerykanie nie poszli więc do kin, a przychody z biletów nie przekroczyły 60 mln USD, czyniąc z „Bohatera Ostatniej Akcji” jedną z największych wtop lat 90-tych.
Nasz kraj kochany przyjął ów film dość ciepło. Polacy zawsze lubili się śmiać, a na parodie chodzili dość często. Arnold w czasach po „Terminatorze 2” był gwiazdą, o której się mówiło, o której się czytało i na której nowe filmy oczekiwało się. „Bohater Ostatniej Akcji” miał więc swoją publiczność i przez ponad miesiąc nie schodził z afiszy. Później nadeszła gra – „Last Action Hero” firmy Psygnosis.

Psygnosis znane jest z tego, że wydaje bardzo różne pod względem jakościowym gry. Obok niewątpliwych hitów, takich jak „Shadow Of The Beast” czy wszystkie części „Lemmings”, pojawiają się gry beznadziejne, niewarte nawet pięciu minut uwagi. Jedną z nich jest właśnie komputerowa wersja „Bohatera Ostatniej Akcji”.
Program podzielić można na trzy części. Jedna z nich to kilkunastosekundowe urywki filmu, wyświetlane przy bardzo niskiej palecie kolorów i rozdzielczości 320×240 pikseli. Na dzień dzisiejszy zdecydowanie odstraszają – pełne są rozmyć, przekłamań jakże charakterystycznych dla digitalizowanych wstawek pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Kiedyś tego typu bajery były dla gracza niespodzianką – w epoce dyskietek 3,5 cala mało kto oglądał filmy w komputerze. Porównanie ich z dzisiejszymi standardami uświadamia, jak daleką drogę przeszły w tym czasie gry.
Dwie pozostałe części to przeplatające się etapy programu. W połowie z nich gracz siedzi za kierownicą wozu i pędzi po mieście. Gdy tego nie robi, bije się z przeciwnikami. Całość wygląda tragicznie. Założę się, że nawet w 1994 roku „Last Action Hero” budziło odrazę.
Etapy samochodówkowe na dobrą sprawę przypominają „Grand Theft Auto”. Akcję widać z góry; gracz pędzi pojazdem koloru piaskowego po tłocznych ulicach jakiegoś bliżej nieokreślonego miasta. O jakimkolwiek trójwymiarze można zapomnieć – co więcej, o animacji też! Nasz samochód jest pojedynczą bitmapą, która jest w zależności od kierunku jazdy odwracana! Siedzący za kierownicą Jack Slater (główny bohater gry) wygląda jak kilkupikselowa kukła. Zdarza się, że gracza mija identyczny wóz z identycznie ubranym kierowcą – czyżby chęć dostosowania się do mody była aż tak głęboko zakorzeniona u mieszkańców tego miasta?!? Zresztą same city wygląda koszmarnie brzydko! Niektóre budynki kojarzą się z pudełkami zapałek, inne zaś z kuchennymi piecami. Stłuczki, do jakich dochodzi na ulicach, nie powodują wgnieceń czy awarii pojazdów – wóz gracza traci trochę energii życiowej (sic!), wóz mieszkańca miasta wykręca parę bączków, po czym niezbyt efektownie wybucha. Nie wypada też nie wspomnieć o inteligencji innych kierowców – debile potrafią krążyć w kółko, bez mrugnięcia okiem jechać na czołowe zderzenie, a nawet spowodować karambol! A wszystko dlatego, że pędzą po predefiniowanej trasie. O „łatwości sterowania” pojazdem Slatera nie będę wspominał, bo nie ma o czym. Jest tak tragicznie!
Misje na etapach samochodowych są równie głupie co reszta gry. Przykładowo na pierwszym poziomie główny bohater musi przechwycić ciężarówkę z kasą skradzioną z jakiegoś banku. Znajdujący się u dołu kompas ułatwia to zadanie – niestety, gdy już się wóz przestępców dorwie, to nie bardzo wiadomo, co z nim zrobić, wszak strzelać w grze się nie da. Nagle olśnienie – trzeba się z nim zderzać, dopóki nie straci całej energii życiowej! Żeby było śmieszniej: nie reaguje on na kolizje! Można weń z dużą prędkością wkaszanić, a on nic – ani nie drgnie, dalej sunie swoją trasą! Co więcej, przez cały czas krąży po tych samych uliczkach niczym kompletny idiota! Jedyną „zaletą” etapów samochodowych jest możliwość rozjeżdżania pieszych. Przez pięć minut zabawa jest naprawdę dobra – piechurzy wielkości mrówki giną jak mrówki właśnie, pozostają po nich jedynie krwawe plamy. To jednak za mało, by powiedzieć cokolwiek dobrego o tym elemencie „Last Action Hero”.
Identycznie beznadziejnie prezentują się etapy bite. Mamy w nich do czynienia z tzw. „chodzonym mordobiciem”, gatunkiem, który był dość popularny w końcu lat osiemdziesiątych („Renegade”, „Ninja”) i w ostatnich latach odradza się w wersji 3D („Fighting Force”, „Urban Chaos”). Tu Slatera obserwujemy z boku, zupełnie jakby kamery znajdowały się w ścianach budynku, w który trwa akcja. Nagle pojawia się jakiś koleś, podchodzi do głównego bohatera i wali weń pięścią. Zaczyna się bójka – na tyle rozbudowana, że ilość ciosów pozostających do dyspozycji głównego bohatera policzyć można na palcach jednej dłoni. Animacja jest kiepska, przeciwnicy nieciekawi i dość dziwnie reagujący na zadawane ciosy, wreszcie muzyka dopasowująca się do ogólnego poziomu i straszliwie rzępoląca do ucha. Gdyby tak były jeszcze jakieś combosy! Albo przynajmniej możliwość składnego wyprowadzania ciosów! A tu nic – drętwa młócka bez najmniejszego polotu.
Gdyby ktoś kiedyś posadził was przed komputerem, na którym zamigotałby napis „Last Action Hero”, rzućcie wszystko i uciekajcie z wrzaskiem. Program ów przynosi dziś wstyd firmie Psygnosis i założę się, że wielu spośród jego autorów dziś już nie pracuje w branży. Kto nie jest dobry, ten jest kiepski – mówi stare przysłowie.

About