Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

Mutation of J.B.

Mutation of J.B.

Post by relatedRelated post

      Mamy kolejną polskojęzyczną grę na naszym rynku. Jest to przygodówka i opowiada historię prosiaka. No, nie do końca prosiaka. Kiedyś był to człowiek, młody chłopak, który przyjechał na wakacje do Emanuela, swego znajomka, a nawet członka rodziny. Już chwilę po jego przyjeżdzie wiadomo było, że będą kłopoty. Chłopaczek tuż po wyjściu z autobusu udał się do domu (a ściślej budy kempingowej) Emanuela i… nie zastał go. Znalazł jedynie kartkę informującą, że powinien się sam o siebie zatroszczyć. Piękny początek wakacji, które powinny oznaczać leniuchowanie, a nie pranie, prasowanie, gotowanie, sprzątanie, cerowanie, łatanie, mycie się, czesanie, ścielenie łóżka, szorowanie skóry, łażenie na zakupy czy zarabianie w pocie czoła pieniędzy. Niestety, Johnny Burger, bo tak się nazywał chłopaczek, nie miał wyboru. Musiał wziąć się do roboty, bo inaczej po kilku dniach zmarłby z głodu i nikt by o tym nie wiedział. Emanuela nie było wszak w pobliżu, a rodzina została daleko, za lasami, za górami, za zamkiem i za drzwiami (jak zamek, to i drzwi, nie?). Kto by Johnnemu wybrukował chodniczek do grobu? Kto by mu tablicę cmentarną oszlifował? Nikt! Jakie to straszne!
Dobrze jednak, że przypadki chodzą po ludziach. Całkowicie niespodziewanie do domku Emanuela zawitał słynny profesor Foogl, niezgłębione żródło informacji o biologii molekularnej, molach i innych skrzydlakach. Sor miał problem: potrzebował jakiegoś ciemniaka do eksperymentu ze świniakiem (tak przynajmniej nazywał ów eksperyment Foogl). Emanuel kiedyś mu obiecał, że da się podłączyć do maszyny zmian. Niestety, aktualnie był na wyjeżdzie i nie mógł pomóc profesorowi. Był za to Burger. Gdy tylko Johnny usłyszał, o co chodzi, od razu zapalił się do 100 zł, jakie otrzymywał królik doświadczalny po eksperymencie u Foogla. Zgodził się na wszystko bez wahania.
Kilka godzin póżniej w domu Foogla przeprowadzony został eksperyment. Nieudany. Przerwało go bowiem brutalne porwanie profesora. Dwójka kosmicznych rozbijaków wykonała w ten sposób zadanie powierzone im przez imperatora odległej planety, dla której Foogl był ostatnią szansą. W wyniku eksperymentu obiekt doświadczenia został przemieniony w prosiaka. Zachował przy tym zdolność rozumowania, mówienia, a nawet posługiwania się narzędziami. Od tej pory jedynym celem w życiu owego prosiaka stało się odnalezienie profesora, który prawdopodobnie jako jedyny na świecie mógł przywrócić mu ludzką postać.
Tak zaczyna się „J.B.”, całkiem dobrze spolszczona przygodówka wydana właśnie przez L.K. Avalon. Co ja pisze, przepraszam. Nie „J.B.”, to tylko żle wytłoczony napis na kompakcie. Ta gra nazywa się „Johnny Burger’, o czym głoszą wszystkie reklamy, jakie można znależć w czasopismach komputerowych. „J.B.” to skrót, panom tłoczarzom zapewne się nie mieściło i postanowili dokonac cięć literowych. Słusznie. A… Znów mi się coś pokopało. Tytuł gry, którą opisuję, to „Mutation of J.B.”. Każdy, kto odpalił trochę długawe intro, wie, jaki jest tak naprawdę tytuł gry. W takim razie skąd ten „Johnny Burger”? To oczywiste. Reklamodawca, kapitalista wstrętny zresztą, jadł hamburgera i mu się skojarzyło. Uwaga o cięciach jest nadal aktualna.
O tytule starczy, pora na grę. Co my mamy? Jednokompaktową przygodówkę. Trochę mało jak na 1998 rok. Przyzwyczajony jestem, że tego typu gry zajmują po kilka CD-ków, a już niedługo będą występować jedynie na DVD (z powodu kompaktożerności). Na owym jednym kompakcie umieszczono sporo słabej grafiki, przypominającej mocno tą z pamiętnego „Teenagenta”. Podobne kolorki, podobne wesołe rysunki, łuki, słabość dla babci z kłębkami wełny, itp. Czemu wydaje się takie coś? Właściwie nie wiem. Może dlatego, że wielu taka grafika nie przeszkadza. Na przykład mi. Liczy się fabuła, stopień urozrywkowienia, a nie efektowne rysunki w 16 milionach kolorów. Tym bardziej, że człowiek jest w stanie rozpoznać znacznie mniej. Postać głównego bohatera – mały, śmieszny prosiaczek – jest całkiem znośna, ba, budzi sympatię. Szkoda jedynie, że jest dość słabo animowana i wszelkie wypowiedzi wyglądają żałośnie – prosię kłapie pyskiem, wygląda, jakby kwękało, albo co gorzej się dusiło, a słyszymy piękne zdania. Z drugiej strony nie można wymagać od aktorów, żeby specjalnie kwękali czyniąc dialogi niezrozumiałymi. Zwłaszcza, że gra jest przeznaczona raczej dla młodszego gracza, który mógłby mieć problemy ze zrozumieniem wykwękiwanego tekstu. Oprawa dżwiękowa nie jest zbyt bogata, ale za to całkiem ok. Nic dziwnego – w tej dziedzinie zbyt wielkiego postępu nie ma. Wreszcie stopień urozrywkowania – gra się miło, zagadki nie są zbyt trudne, grania jest sporo (na pewno więcej niż w osławionym „Full Throttle”) i wreszcie człowiek nie nudzi się po 15 minutach.
Zatem – jeśli jest okazja pograć, to warto. Jeśli ma się dzieciaka w rodzinie, kupić na gwiazdkę. Ale samemu i dla siebie? W dobie „Black Dahlia” czy polskiego „Książe i tchórza”? No… zadecydujcie sami!

Wymagania: 486/100, 8MB RAM, dysk twardy, CD-ROM, mysz, karta dżwiękowa zgodna z SB lub GUS. Gra pozwala się uruchomić także pod Windows 95 (bomba, po prostu rewelacja, ta gra jest straszliwie uczynna!).

About