Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

Zool 2

Zool 2

Post by relatedRelated post

Dawno, dawno temu, w czasach, kiedy się graczom o fpp nie śniło, na superpopularnych komputerach marki Amiga dominowały platformówki. Były to sympatyczne, kolorowe gierki, których bohater, bardzo często zwierzątko lub szeroko uśmiechnięty człowieczek, przemierzał tonące w tęczowych barwach światy zbierając rozsiane po wszelkiej maści zakamarkach koraliki, prezenciki, paczuszki, czapeczki, monety, słomki, groszki, cukierki, ptysie, misie, jajeczka, kotki, pieski, diamenciki, kubełki, pchełki czy wreszcie magiczne kapelusiki. Zaszczytne miano jednego z największych ówczesnych przebojów gatunku nosił wtedy mrówczak „Żool”. Zwierzak ten, sponsorowany przez modne podówczas lizaki Chupa Chups, wędrował przez pstrokate światy w poszukiwaniu szczęścia. Wędrował – to za mało powiedziane – on świat zdobywał skacząc, kręcąc się i wirując, małpując, kopiąc i strzelając, wspinając się i wreszcie fruwając dzięki niby-skrzdełkom spełniającym również rolę broni obusiecznej. Zachód na jego punkcie szalał, markowe czasopisma prześcigały się w przyznawaniu grze coraz większych procentów (było nawet 96%!), w Polsce zaś, tak jak i w całej Europie Wschodniej, mrówczak Żool nie miał aż tak wielu fanów. Wysoce sprawna konkurencja w postaci „Superfroga” czy chociażby „Jamesa Ponda” uniemożliwiła mu triumfalny pochód przez telewizory naszych graczy. Nie przeszkodziło mu to jednak powrócić w chwale. Był rok 1994, kiedy to na ekranach pecetów i Amig zabłyskotał „Żool 2”.
Jest rok 1999. Na moim pecetowym ekranie zabłyskotał właśnie „Zool 2„. To znaczy najpierw pojawił się mój stary, dobry przyjaciel DOS, gdyż w tym właśnie systemie gra biega. Z instalacją nie było problemu, zresztą co to za instalacja, skoro cała gra zajmuje niecałe 2 MB na dysku. Radośnie odpaliłem plik „zool.exe”, oblukałem lizakowy screen reklamowy i rzuciłem się do zabawy. Wrażenie… nie najlepsze. Oj, zestarzał nam się Zool, zestarzał. Może to skutek ogromnej ilości czasu, jakie nie tak dawno poświęciłem dwóm genialnym, konsolowym platformówkom – „Super Mario 64” i „Banjo-Kazooie„, a może po prostu wpływ upływu czasu, hie hie…
Ale po kolei.
Bohaterem gry jest mrówczak Żool lub jego śliczna partnerka, Żoolka. Nie są to oczywiście takie zwykłe, gryżliwe pełzaki rodem z leśnego mrowiska. O nie! Przeszły przecież mutacje przekształacjącą ich w superbohaterów. Dzięki pradawnej sile Ninja są one teraz w stanie skakać, biegać, mordować, wspinać się, inteligentnie myśleć, a co najważniejsze, przebrnąć przez 5 epizodów po 3 levele każdy i uratować świat. Po drodze czekaja ich tysiące gruszek, jabłuszek, kryształków, obrączek i innego badziewia do zebrania. Jest tego strasznie dużo, co gorsza, wszelkie ekranowe przedmioty są dość nieczytelne. Grafika VGA daje się poznać od tej gorszej, mniej przyjemnej strony. Na szczęście same poziomy zostały zaprojektowane dość ciekawie. Mimo iż składają się z niewielkiej liczby elementów, w jakiś dziwny sposób nie stwarzają wrażenia, iż w kółko jest to samo. Tym bardziej, że czasu na rozglądanie się nie ma za wiele – na każdy etap dostajemy z góry określoną liczbę sekund i niestety musimy się w nich zmieścić. Nie jest to proste, gdyż drogę zastępują nam liczne przeszkadzajki – malutkie jajeczka z kurczaczkami w środku, przesiadujące na ścianach kolczatki, ptaszki, strusie (to też ptaszki, ale nie latają), kreciki, żółwiki i wiele innych. Oczywiście Żool i Żoolka nie są bezbronni. Mają mini karabinek ukryty pod klawiszem Enter, mają tajemnicze skrzydełka – mieczyk, które podczas wirowania stanowią znakomitą broń sieczną, mają wreszcie wiele niespodzianek, jakie znależć mogą podczas wędrówki (tarcze, pociski, itp).
Grafika, jak już wspomniałem, nie prezentuje się ciekawie. Jest kolorowa i posiada niezły jak na 1994 rok scrolling, lecz… jak na 1999 rok to jest to tragedia. Wszystko się zlewa, ciężko połapać się w tym, co aktualnie znajduje się na ekranie, przeciwnicy są mali i ciężko w nich trafić, zaś bohater jakoś nie wydaje się być nam bliski. Prawdę mówiąc, mnie gra nie wciągnęła. Wcale, a wcale. Pograłem parę chwil i miałem już dość. Za trudne, nie można sejwować, co chwila stawałem przed problemem „gdzie tu iść, żeby dojść do końca”. Także porcja chumoru, czegoś nieodzownego w platformówkach, nie jest wielka. Owszem, śmieszną strusie głowy zajmujące 1/4 ekranu, podobać się mogą również milusie kurczaczki i ogólnie dziecinny klimat gry. Ale do takich jajcarskich produkcji jak „Earthworm Jim” czy nawet „Jack JazzRabit” jest tym mrówkom daleko.
Również oprawa dżwiękowa nie dostarczyła błogich doznań moim zmęczonym monotonnym głosem nauczycieli uszom. Sound Blaster w najprostszej konfiguracji, ciągłe wyjące odgłosy pacnięć, znikających przedmiotów i wybuchów umierających przeciwników. Cóż, może już minął czas oldschoolowych platformówek 2D?
Pozostaje mi odradzić zakup „Zoola 2”. Co z tego, że kosztuje kilkadziesiąt złotych i chodzi na złomowych komputerach? Naprawdę są lepsze gry. Jeśli jednak już musimy kupić platformówkę i ma to być gra dla bardzo małych dzieci, to zdecydowanie poleciłbym „Superfroga” lub ewentualnie „Arabian Nights„. Czasy Żoolów już mineły, i w dodatku to se ne vrati…

WYDAWCA: WARR FACTORY / CHUPA CHUPS / GREMLIN
WYMAGANIA: PC 386, VGA, 2 MB dysku

About