Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

Yoshi’s Story

Yoshi’s Story

Post by relatedRelated post

  Zapowiadając konsolę Nintendo 64 firma Nintendo (zbieżność nazw przypadkowa) obiecała, że przygotuje specjalnie dla niej serię największych przebojów SNES’a (czyli konsoli Super Nintendo Entertainment System), oczywiście znacznie lepszych graficznie, dżwiękowo i grywalnie. Jak obiecała, tak i zrobiła. Na początek ruszył SuperMario 64, wszystkim opadły szczęki, zaś konsola wraz z jedyną dostępną na nią grą z miejsca stała się przebojem. Liczba sprzedanych Mariów 64 poszła w setki tysięcy, a nawet miliony egzemplarzy. Kolejnym przebojem miała być Yoshi’s Story, młodsza wersja znakomitej platformówki, która na konsoli SNES była rewelacyjna. Był więc dobry materiał na grę, byli doświadczeni programiści, forsa na produkcję, ciężko pracujący spece od marketingu oraz tłumy spoconych z wrażenia graczy, oczekujących kolejnego wycieku śliny.

Czy jednak Yoshi’s Story spełniła pokładane w niej nadzieje?
 

      Finansowo chyba tak. Niemal od dnia jej japońskiej premiery gra sprzedawała się bardzo dobrze przynosząc Nintendo krociowe zyski. Kupowano nie tylko samą grę, ale i setki maskotek, naklejek, zeszytów, przewodników po grze czy chociażby breloczków. Na premierę amerykańską przygotowano specjalną wersję z ulepszoną grafiką, kilkoma nowymi secretami i oczywiście z anglojęzycznymi napisami. Wkrótce okazało się, że i za Wielką Wódą YS odniosła rynkowy sukces. Grano więc, emocjonowano się, choć i wzdychano… gra mogłaby być DUŻO lepsza!
Powiedzmy sobie szczerze: Yoshi’s Story jest grą dla dzieci. Nie ma co zresztą ukrywać, że wszystkie flagowe produkty Nintendo są skierowane dla mocno nieletniego gracza. Taki jest SuperMario 64, taki jest MarioKart 64, taki jest rewelacyjny Banjo Kazooie (aktualnie najlepsza gra na tą konsolę), a i na taką wygląda zapowiadana wciąż Zelda 64. Z tego powodu każdy niemal gracz kochający krwawe jatki czy platformówki „dla starszych” będzie YS’em zawiedziony. Pogra, podłubie, szybko zginie i zrezygnuje. Dziecko natomiast, zwłaszcza takie do 14 lat góra, spędzi przed monitorem/telewizorem długi i pełne emocji godziny.
Zacznijmy od grafiki. Jest ona sama w sobie ciekawym przypadkiem – stanowi bowiem próbę przedstawienia dwóch wymiarów na konsoli przystosowaniej tylko i wyłącznie do 3D. To tak, jakbyśmy chcieli zmusić nasz PC-towski VooDoo do tego, by zajechał pięknym supportem do Monkey Island 2. Niemożliwe… i dlatego animacja niektórych przedmiotów, jak choćby sprężynek na jednym z pierwszych etapów, jest na poziomie wczesnej Amigi łupanej, i to z 0,5 MB pamięci. Dobrze, że chociaż kontroler spisuje się dobrze i w dwóch wymiarach okazuje się być równie sprawnym, co w trzech. Sama grafika wygląda cukierkowato, można powiedzieć mdło. Uśmiechniete chmurki, wisienki, drzewka, nawet przeszkadzajki wyglądają tak milusio, że po kilku godzinach grania jedynym pragnieniem jest wymiana wiadra z żygowinami. Tak, tak – dla nas, starszych graczy, takie widoczki są nie do zniesienia. Inna sprawa dzieci – one to pokochają. Pewno będą miały w tym przypadku rację – graficy naprawdę wykonali kawał świetnej roboty. Tak jak cukiernicy robiąc olbrzymi i słodki tort…
Teraz muzyka – spoko, ujdzie w tłumie. Jest przyjemna, powiedziałbym nawet chwytliwa. Inna sprawa, że dżwieki dobiegające nas podczas gry przyprawiają czasami o ból głowy. Ale tak jest w większości side-scrollowanych platformówek.
Wreszcie grywalność – z pewnością wysoka, ale nie tak, jak jej starszy brat z SNES. Przygody są ciekawe, sceneria zmienia się co jakiś czas, ale… po dłuższej grze dochodzimy do wniosku, że już wszystko było, że nie ma sensu w dalszym parciu naprzód, skoro nie zobaczymy tam nic nowego. W ten sposób drastycznie spada ilość czasu, na jaki YS starcza, przez ile gracza bawi. Szkoda.
Przejdżmy wreszcie do oceny programu:
Co mnie ujęło: muzyczka pojawiająca się w czasie wyświetlania czołówki oraz wybór postaci (kilku Yoshich w różnych kolorach stara się zwrócić naszą uwagę na siebie machając, podskakując, uśmiechając się, coraz bardziej tłocząc się na środku ekranu).
Co mnie zraziło: średnia jakość grafiki 2D (chodzi głównie o animację), kolorki, szybkość ukończenia gry – czternastoletni kuzyn sfiniszował całość w 3 dni nieciągłego grania, no i niedorównywanie grywalnością SNES-owemu oryginałowi.
Pożyczyć od kumpla warto, kupić dziecku pewno też, ale… nie jest to gra dla wszystkich.
Jednym słowem – sześć punktów w skali Joela.

About