Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

OGNIEM I MIECZEM

OGNIEM I MIECZEM

Teraz mam przed sobą grę. Niewiele o niej było słychać – ot, chodziły plotki, że powstaje, ktoś gdzieś nawet opublikował zdjęcia, jednak tak naprawdę Gry wojenne: Ogniem i mieczem uderzyły w gracza niespodziewanie. Bez dziesiątków prasowych zapowiedzi, bez tłumu dokładnych recenzji, wreszcie bez jakiejkolwiek „uczciwej” informacji o produkcie. Po prostu pojawiły się na stoisku IM Group w trakcie trwania targów SYSTEM 2000, przywędrowały do sklepów, do katalogów firm wysyłkowych, jednym słowem wszędzie tam, gdzie się dało. Ceniły się zaś bardzo wysoko – całe 99 zł – krajowe produkty zwykły chodzić taniej. Mimo to ludzie kupowali ów towar, i to zupełnie w ciemno, bez wspomnianej bazy recenzji, która mogłaby im pomóc w podjęciu decyzji. Potem zaś grali i… no właśnie, co mogli pomyśleć o grze? Być może to, co ja o niej pomyślałem?
Otóż mnie Ogniem i mieczem nie zachwyca. To nie jest gra, którą chciałbym pokazać kuzynowi z Ameryki, gdy przyjedzie do kraju i zapyta A co z polskimi grami?. Jej podstawową zaletę stanowi marketingowa siła powieści Sienkiewicza i filmu Hoffmana. To dzięki niej ten tytuł wywołuje emocje i tak atrakcyjnie prezentuje się na sklepowych półkach. W środku, pod dość ładnym pudełeczkiem, nie kryje się bowiem prawie nic, co byłoby godne uwagi.
Po pierwsze – wymagania sprzętowe. Do swobodnej zabawy potrzeba Pentium 500 i 128 MB RAM. Dużo nawet i dla Quake 3 Arena, tyle że w produkcie ID Software owa moc na coś zostaje wykorzystana. W Ogniem i mieczem nie widziałem NIC, co usprawiedliwiałoby ową zasobożerność. Lenistwo koderów – tak ja to nazywam. A już skandalem jest konieczność wyłączenia muzyki, wygładzania krawędzi, efektów specjalnych i atmosferycznych oraz rozdzielczości powyżej 640×480 w przypadku posiadania 64 MB RAM! Tak, tak, nie mylę się! Jest aż tak źle! To jednak nie koniec problemów technicznych. Otóż gra wykazuje niezgodność z Media Playerem 7.0 (przynajmniej na komputerze, na którym ją testowałem). Patcha oczywiście nie ma, podobnie jak i strony www gry (http://ogniem-i-mieczem.comart.com.pl). Po prostu do dnia, w którym piszę tą recenzję, nie przygotowano jej! Tak więc jeśli masz 64 MB RAM, Media Playera 7.0 i Internet, to śmiało możesz czuć się przez firmę pana Hoffmana nacięty. Przynajmniej ja tak się poczułem.
Dobrze jednak, że na drugim, „lepszym” komputerze gra ruszyła do przodu. Dane mi było zobaczyć, co sobą reprezentuje. A reprezentuje niemało. Otóż Ogniem i mieczem okazuje się być strategią turową opowiadającą o losach Polaków w czasie pamiętnej wojny z Kozakami (ci dostępni są tylko w trybie multiplayer). Mamy kampanię (od Dniepru po starcie pod Beresteczkiem) i pojedyncze bitwy, kilka stopni trudności różniących się m.in. ilością zasobów pieniężnych, dziesiątki jednostek i dwie podstawowe fazy: ruchu i ataku. Jednym słowem wszystko to, co znamy już z dziesiątków zachodnich gier, tyle że tym razem w swojskich, bo polskich realiach.
Szczegóły? W kampanii pojawia się szereg bitew, z których część można przegrać (to te, które w rzeczywistości Polacy przerżnęli), a część trzeba wygrać. W niektórych z nich pojawia się Książe Jeremi Wiśniowiecki wraz ze swoimi oddziałami, dzięki czemu gra się nieco łatwiej (kwestia psychiki?). Ambitni mogą się jednak na Ogniem i mieczem zawieść – wygranie niektórych „przegranych” starć jest diabelnie trudne (acz podobno możliwe). Brakuje w nich dostępu do większej ilości jednostek i czegoś szerszego; nazwę to możliwością strategicznego rozplanowania bitwy. Pojawia się wtedy nieprzyjemne wrażenie, iż motłoch jest w stanie zagórować nad inteligencją dowódcy. Tym bardziej, że możliwości „czarowania” oddziałem są dość ograniczone, nie ma na przykład super destrukcyjnej szarży husarii! Owszem, uskrzydlona konnica próbuje coś-tam zamącić, ale z skutkiem dużo słabszym niż wynikałoby to z kart sienkiewiczowskiej Trylogii. To jednak nie wszystko. Otóż na polu walki gracz częściej podejmuje takie decyzje jak „wszystkim na jednego, by wyciąć, czy wszystkim na wszystko, by dokopać” niż planuje i intryguje! Chaos – oto co dominuje na ekranie podczas bitwy. A chyba nie o to w grach strategicznych chodzi! W Ogniem i mieczem pojawia się też kilka mniejszych niekonsekwencji i upierdliwości, które ze względu na pospolitość przemilczę…
Od strony graficznej Ogniem i mieczem prezentuje się naprawdę nieźle. Menusy są śliczne, niektóre ikonki także, jednak do wyglądu pola bitwy i jednostek można się przyczepić. Co prawda w strategiach nie chodzi o piękno, ale… nie miałbym nic przeciwko dokładniejszemu dopracowaniu budynków czy drzewek. Zachód i RTS-y mnie rozpasały – to się domagam, ot co! Kiepsko pocięto też wstawki filmowe – pojawiają się i kończą jakoś tak niespodziewanie – kto widział Leksykon Polskich Filmów Fabularnych, wie o co chodzi. Dobrze, że dźwięk wypada przyzwoicie i nie męczy uszu. Tylko że trzeba mieć te 128 MB RAM…
Ozdobą produktu jest też leksykon; taka niewielka multimedialna encyklopedia zawierająca wiele informacji na temat książki, filmu i epoki. Została bardzo przyzwoicie opracowana pod względem graficznym, choć do niektórych haseł można się przyczepić. Są nieco zbyt zdawkowe, zbyt oszczędne, jakby były robione „na szybko”. Generalnie jednak leksykon stanowi sporą zaletę Ogniem i mieczem i jeśli już gra trafi w wasze ręce, to zwróćcie nań szczególną uwagę.
Rynek niestety wydał już wyrok na grę. Firma wspomagająca dystrybucję Ogniem i mieczem – mówię tu o IM Group – w ogóle się do produktu nie przyznaje, większość magazynów komputerowych zbojkotowało go i nie opublikowała recenzji, zaś małe sklepy niemal w ogóle nie złożyły nań zamówień. Mój wyrok jest więc niemniej prosty. Dzieło Zodiak Jerzy Hoffman Film Production sp. z o.o. jest najwyżej przeciętniakiem. A połowa dziesięciu to pięć (oczywiście przemyślałem tą ocenę dokładniej, ograniczenie się do podzielenia maksimum przez dwa byłoby nadużyciem).

APEL

Zastanawiam się przy tym, czy moją recenzję czytają autorzy i producenci gry. Podejrzewam, że tak – w końcu każdy interesuje się losami swego dziecka. I jeśli się nie mylę, to już widzę ich twarze; początkowo wkurzone i smutne, a później wykrzywione w ironicznym grymasie. „Kolejny dupek recenzent, przecież on nie ma pojęcia o grach! Jego teksty są żenująco nieprofesjonalne!” – leci tekścik. Cóż, może i tak… Ale boli mnie jedno. Rozmawiałem z wieloma rodzimymi twórcami gier i każdy narzekał na polskich recenzentów twierdząc, że kaleczą im gry, stawiają niskie oceny i piszą bez sensu. I jakimś dziwnym cudem większość ich gier dostawała w Polsce oceny w zakresie 6-9 punktów, zaś na zachodzie zbierała takie recenzje jak nasz eksportowy superhit Mortyr – czyli góra 5/10. Te gry po prostu nie miały racji bytu poza Polską! U nas wielu graczy czuło doń lokalny sentyment, na zachodzie tego nie ma! Tak więc Panowie Twórcy Polskich Gier! Najpierw sami zacznijcie robić naprawdę profesjonalnie gry, a dopiero potem wymagajcie od nas, recenzentów, profesjonalizmu w ich ocenianiu! Bo ja jako gracz mówię Ogniem i mieczem – no thanks! Są lepsze strategie niż ten przeciętniaczek! To propozycja dla zatwardziałych fanów Dzikich Pól, Chmielnickiego i czerni kozackiej, dla nikogo więcej…

About