Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

Odyseja: w Poszukiwaniu Ulissesa

Odyseja: w Poszukiwaniu Ulissesa

Odyseja? Ano słyszałem, słyszałem. Obywatel nazwiskiem Homer i imieniem Brak Imienia wziął kiedyś machnął takie coś. Epos, czy jakoś tak… Bajka dotyczyła niejakiego Odyseusza, co to wyruszył w świat i przez kilkadziesiąt lat nie wracał, a żona Penelopa i syn Telemach czekali, czekali i czekali. Na szczęście na końcu bajki facet do niej nazad przyjechał, przeprosił wszystkich obecnych, opowiedział, co w świecie widział, po czym położył się i zasnął, a nad nim świeciły gwiazdy wczepione w starożytne, greckie niebo…

JAK HOMER PRZECHRZCIŁ SIĘ NA CRYO

     Homer zmarł wieki temu. Przez lata jednak jego sztandarowa praca, Odyseja, grzała i chłodziła poetów i pisarzy z całego świata. Wielu minionych i współczesnych nam twórców czerpało z niej inspirację, pomysły i postacie. Dla tak popularnej i ważnej pozycji nie zabrakło też oczywiście miejsca w spisie lektur szkolnych, i to nie tylko w rodzinnej Grecji, ale i w Polsce, Francji, Anglii, Stanach Zjednoczonych oraz dziesiątkach innych krajów rozsianych jak świat nasz długi i szeroki. Kręcono nawet seriale i filmy fabularne opowiadające o przygodach Odyseusza! Brakowało jednak widowiskowej gry komputerowej, która by podjęła ów jakże przecież komercyjny temat.
Jakiś czas temu Cryo, francuska kompania słynąca z przyzwoitych przygodówek takich jak Atlantis, KGB czy Dune, ogłosiła projekt zwący się Cryo Legend. Miał on obejmować cztery gry przygodowe wykorzystujące nowoczesny silnik 3D (znacznie lepszy niż nadmiernie eksploatowany wówczas Omni 3D, który wszyscy znają chociażby z Pompei czy Aztec) i opierać się na powszechnie znanych baśniach i legendach. Na pierwszy ogień poszedł wówczas Wehikuł czasu bazujący na powieści H.G. Wellsa. Program ów zyskał dość dobre recenzje w prasie, zdobył uznanie graczy i z pewnością zarobił na siebie. Wówczas to Cryo potwierdziło, iż nie poprzestanie na historii przypadkowego skoku w przyszłość, i zapowiedziało dwie kolejne gry serii – Odyseję: W Poszukiwaniu Ulissesa oraz Arthur’s Knights (Rycerze króla Artura). Ten pierwszy tytuł bawi mnie już od ponad tygodnia.

JAK WYGLĄDA TA HISTORIA

     W programie tym, wydanym w Polsce przez CD Projekt, wcielamy się w postać Heryseusza, kumpla Odyseusza z dzieciństwa. W dawnych czasach przyjaźnie trwały latami i dlatego też nie należy się zbytnio dziwić, iż gościu ów wyrusza na poszukiwanie zaginionego podróżnika. Tym bardziej, że ma ku temu dodatkowy powód – otóż został wrobiony w morderstwo i przegnany z kraju. Odnalezienie Odyseusza (tutaj: Ulissesa, nie mam pojęcia, dlaczego tłumaczom zebrało się na łacinę) i ściągnięcie go do domu mogłoby oczyścić go z zarzutów. Swą wycieczkę Heryseusz rozpoczyna od Troi, gdzie wedle słów Penelopy po raz ostatni widziano jej męża.
I w tym momencie rozpoczyna się zabawa. Morze Egejskie stoi (faluje?) u naszych stóp, wyspy Cyklopów, Lajstrygonów, Zjadaczy Odlotowego Lotosu czekają na odwiedziny, a Zeus, Posejdon czy Gorgona aż się palą, by stanąć twarzą w twarz z Heryseuszem. Wszystko po to, by odnaleźć zaginionego. Nie będzie to zadanie łatwe i, co gorsza, lektura Odysei Homera niewiele pomoże. Gra tylko i wyłącznie nawiązuje do historii opisanej w legendarnym eposie i nie należy taktować go jako bryk. Czeka nas za to sześć oddzielnych przygód składających się z pomniejszych zadań i zagadek logicznych. Niezbędny wydaje się jasny umysł, umiejętność rozprawiania się z charakterystycznymi układankami, łączenia pozornie podobnych przedmiotów czy przeczesywania lokacji w poszukiwaniu zalegających gdzieś drobnostek. Do tego wszystkiego firma Cryo zdążyła nas już przyzwyczaić i zapewniam, że tym razem ani się specjalnie nie popisała, ani też nie dała ciała. Przygotowała scenariusz miejscami nudnawy, a miejscami wciągający, jednym słowem – na swym stałym, raczej wysokim poziomie.
Podobnież i szata graficzna programu nie zaskakuje. Silnik Odysei został niemal żywcem wyjęty z Wehikułu czasu i każdy, kto ów przebój widział, z pewnością poczuje się jak w domu. Oto bowiem mamy bardzo ładne, wcześniej przygotowane tła i nałożoną na nie trójwymiarową postać głównego bohatera, generowaną przy użyciu akceleratorów 3D. Wszystko pracuje w rozdzielczości od 640×480 do 1024×768 (w zależności od wyboru) i prezentuje się przyzwoicie. Powiedziałbym nawet, że ładnie, gdyby nie… pewna sztuczność związana z nakładaniem 3D na 2D. Wygląda to czasami dość dziwnie i szczególnych purystów potrafi zdenerwować. Ja jednak dostrzegłem też piękne krajobrazy i naprawdę interesujące lokacje wyczarowane przez kochających stonowane kolory grafików Cryo, dlatego też nie mogę szczególnie mocno narzekać na stronę graficzną Odysei. Gra jest ładna, a to, że nie wszystkim jej strona techniczna się spodoba, jest tylko szczegółem (do rozważenia przez każdego gracza z osobna).
Powinniście wiedzieć jeszcze jedną rzecz odnośnie wyglądu programu: otóż kamery pokazujące akcję nie przemieszczają się, jedynie zmieniają kierunek filmowania w miarę jak główny bohater stąpa do przodu. Jest to więc takie niepełne TPP przypominające nieco Alone In The Dark, kulejące miejscami, jednak z reguły stające na wysokości zadania. Jeśli dodać do tego całkiem niezłe przerywniki filmowe, to bezpodstawnym staje się stwierdzenie części dziennikarzy i graczy, iż wygląd Odysei sięga epoki prekambryjskiej. Wierzcie mi, jest na czym zawiesić oko!
Szacie graficznej towarzyszy dźwięk. Cryo i tym razem nie zawodzi – to, co dociera do naszych uszu, nie dość, że się nie nudzi, to jeszcze zapada w pamięć niczym „Natalia w Brooklinie” El Dupy. Co prawda same dźwięki nie należą może do najlepszych w historii gier komputerowych, ale z pewnością stoją na wysokim poziomie. Muzyka zaś zawsze była silnym elementem produktów tej francuskiej firmy i… właściwie nic więcej nie muszę o niej pisać.
Nieco gorzej prezentuje się kwestia sterowania. Heryseuszem poruszamy przy pomocy z góry zdefiniowanych klawiszy, co nie wszystkim będzie odpowiadać. Ponadto niezbyt wygodnie obsługuje się sakiewkę z przedmiotami (so called inwentarz – choć mnie to pojęcie kojarzy się ostatnio z kurami :), ponadto zebranie niektórych rzeczy sprawia problemy ze względu na trudności z podejściem we właściwe miejsce. Czasem jest też trudno przepchnąć się przez drzwi. Widocznie Heryseusz jest grubszy niż się wydaje.
Wielką zaletą tej gry jest też spolszczenie. Nie żeby było rewelacyjne – jest przyzwoite – ale uważam po prostu, iż w XXI wieku miejsca na nielokalizowane produkty takie jak Escape From Monkey Island po prostu nie ma! Po to nam Rej zaczął po polsku o gęsiach (znów inwentarz 🙂 smarzyć, byśmy w tym właśnie języku gry kupowali. Ale do rzeczy; w roli Heryseusza wystąpił Marian Kociniak i wypadł co najmniej dobrze, także i jego mniej znani koledzy nie zawiedli naszych oczekiwań. Do Odysei zakradło się jednak trochę literówek tudzież niezgodności tekstu mówionego z pisanym, co na szczęście w jakiś drastyczny sposób nie obniża jakości lokalizacji. Za totalną wpadkę uznać jednak „zamienienie się” kompaktów – ten pierwszy nosi cyferkę 2, ten drugi – 1. Cóż, ktoś przysnął, a gdy się obudził, to wszyscy się śmiali.

ODPRAWA POSŁOWIA GRECKIEGO

     Odyseja: w poszukiwaniu Ulissesa to jedna z najciekawszych przygodówek, w jakie ostatnio grałem. To po części skutek profesjonalnego spolszczenia (anglicyzmom śmierć!), interesującej fabuły (jak ktoś lubi mity… ja się nimi w przeszłości zaczytywałem), dobrej grafiki, świetnej muzyki, no i wreszcie posuchy w gatunku. Nie jest to oczywiście produkt wybitny – do dziewiątki oznaczającej coś więcej niźli tylko „dobre rzemieślnictwo” zabrakło sporo. Jednak jeśli ktoś pała miłością do Cryo, może sobie tą ocenę spokojnie postawić. Pozdrawiam wszystkich miłośników Homera!

About