Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

No One Lives Forever

No One Lives Forever

Post by relatedRelated post

     „My name is Bond. James Bond.” – ileż to już razy słyszeliśmy wspomniany tekst? Na filmach o najsłynniejszym tajnym agencie świata wychowało się wszakże niejedno i nie dwa pokolenia. Do wniosku, że nadszedł wreszcie czas przekazania pałeczki doszli informatycy Monolithu. Dzięki nim właśnie do drzwi naszych raczyła zapukać Archer. Cate Archer – oczywiście!

„Nawijanie na śniadanie;
Wpierw panowie, w końcu panie”

Choć wspomniane w przedmowie „przekazanie pałeczki” w praktyce raczej miało już miejsce, chociażby w osławionym ostatnio „Metal Gear Solid”, czy też nieco słabszym, choć nie mniej rozreklamowanym „In Cold Blood”, to jednak pomimo tego stary piernik;) James nie poddaje się łatwo, co zaświadczyć może świetne „Goldeneye”, czy zapowiadające się wprawdzie wiecznie, acz jeszcze lepiej „The World is Not Enough”
Obalić ich wszystkich jest więc w stanie tylko ktoś wyjątkowy…a któż może być bardziej wyjątkowy od przepełnionej inteligencją, charyzmą, zręcznością, wdziękiem i oczywiście – seksem laseczki? Otóż odpowiedź brzmi – nikt!

„Teraz się dowiemy,
czymże my to zjemy”

Firma Monolith, choć znana również z produkcji gier – zasłynęła w komputerowym światku przede wszystkim dzięki opracowaniu świetnego engine zwanego Lithtech. Silnik ten posłużył już do produkcji wielu „głośnych” gier,
nadszedł wreszcie i moment w którym jego potencjał posłużył w stworzeniu „firmowego” produktu. Padło właśnie na „No One Lives Forever”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza jakże odkrywcze: „Nikt nie żyje wiecznie”.
Gra należy do coraz prężniej powiększającego swe zasoby gatunku FPP. I choć wydawałoby się, iż niewiele już po Quake’ach, Rainbowach, czy innych Deus Ex’ach można w tym temacie wymyślić – NOLF bardzo skutecznie te wątpliwości neguje. No, ale wszystko w swoim czasie. W myśl tej reguły zacznijmy od początku…

„Telenowela bez scenariusza
nawet babci nie porusza”

Żadna gra, której celem nie jest przejście niezauważoną nie może obejść się bez sensownego scenariusza, lub też przynajmniej składnie skleconej historyjki, która zań posłuży;-) Tak też jest i w tym przypadku:
Życie naszej agentki nie było łatwiutkie; najpierw śmierć matki w wyniku komplikacji poporodowych, a następnie samobójstwo ojca. 14 letnia Cate przechodziła z jednej rodziny zastępczej do drugiej, aż w końcu zetknęła się ze światkiem przestępczym – podczas nieopatrznej próby „oczyszczenia” z portfela członka tajnej agencji do spraw przeciwdziałania terroryzmowi zwanej UNITY do naszej bohaterki uśmiechnęło się wreszcie szczęście – doceniwszy jej złodziejskie umiejętności zatrudniono ją bowiem we wspomnianej organizacji jako tajną agentkę.
Historia jaka jest, taka jest. W każdym bądź razie… jest;-)

„Prezentacja; ważna sprawa,
a w zasadzie to podstawa”

Ostatnimi czasy zaczął martwić mnie fakt, iż producenci gier coraz mniej uwagi przywiązują do kwestii porządnego wykonania wstawek filmowych. Większość sekwencji FMV nie dość, że razi pikselozą, to na dodatek prezentuje bardzo niski poziom merytoryczno – doznaniowy (cokolwiek by to nie oznaczało:). Niektórzy idą po jeszcze prostszej drodze i w ogóle nie aplikują w swych produkcjach animacji (!!!)
Niestety w tym momencie mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją. W NOLF nie będzie nam dane zobaczyć chociażby skromniutkiego intra – wszystkie wstawki, choć całkiem niezłe – oparte są bowiem na enginie gry. Ominąwszy jednak ten fakt gra od samego początku sprawia bardzo dobre wrażenie.
W menu – stylistycznie, jak i kolorystycznie mocno przypominającym te z Midtown Madness mamy przykładowo możliwość dokładnego przyjrzenia się naszej du…e, no – bohaterce:)), co już jest plusem niebagatelnym:) No, a dalej może być już tylko lepiej…
Grafika samej gry wygląda olśniewająco. Wszystko zostało wystylizowane na lata sześćdziesiąte (gdyż w tym właśnie okresie autorzy obsadzili czas gry), dominują kolorowe i żywe barwy, wszystko jest przepięknie wymodelowane i wygładzone, a całość po prostu zapiera dech w piersiach. Bardzo dobrze prezentują się również postacie; zarówno przeciwników, jak i cywilów, które wyglądają, a także poruszają się bardzo naturalnie. Nadmienić jednak należy, iż kuleje nieco ich różnorodność, co podczas dłuższej rozgrywki ma prawo denerwować.
Muzyka, acz aplikowana naszym uszom zbyt rzadko – również prezentuje się bardzo dobrze. W menu oraz w co ostrzejszych momentach akcji dominują oczywiście dyskotekowe, ale z reguły raczej stonowane hity rodem z czterdziestoletnich szaf grających; w większości rozgrywki muzykę zastępują nam zaś porządnie wykonane efekty dźwiękowe typu: gwar ulicy, śpiewy ptaszków, czy wreszcie – wrzaski ofiar:)
Reszta oprawy również trzyma poziom, jakkolwiek nie wybija się poza ustanowione przez inne produkcje standardy.

„Grajta! Na całego –
koleżanko i kolego.”

Do wykonania przedłożonych zostaje nam wiele misji na całej ziemi; aby zaliczyć każdą z nich – oprócz głównego będziesz musiał wykonywać również pomniejsze zadania, dzięki czemu rozgrywka, choć bezsprzecznie liniowa staje się przynajmniej bardziej rozbudowaną.
Wielkie wrażenie wywarły na mnie również poziomy, podczas których wyczyniamy takie „cuda”, jak polowanie na rekiny, czy strzelanina w czasie lotu ze spadochronem – c z a d !
Na największą uwagę zasługuje jednak ekwipunek miss Cate; oprócz tak świetnych „wymiataczy”, jak dwa rodzaje Hamptonów, „kałasz”, czy też wyrzutnia granatów – szefostwo idąc śladami Bondowskiego „Q” obdarowało ją również w cudeńka typu:

  • okulary słoneczne zdolne do wykrywania min, promieni lasera, bądź też robienia zdjęć
  • spinka służąca za wytrych, jak i narzędzie obrony (wiaaadomo – trucizna:)
  • zapalniczka, która prócz oczywistej funkcji sprawdza się także jako miniaturowy palnik do metali

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze spora masa gadżetów słuźących w jednym, określonym celu. Jak więc widzimy – ten aspekt został potraktowny przez producentów z najwyższą uwagą, precyzją i nowatorstwem. Wielkie brawa!

„Gwoli dać sprawiedliwości;
Coś mnie jednak tutaj złości”

Jakkolwiek możliwą jest gra na konfiguracji „z ramki” – nie należy ona do najprzyjemniejszych. Na zbyt słabym sprzęcie gra bowiem zaczyna kuleć, w efekcie czego obserwujemy „przepiękny” slideshow. Poza tym w czasie dogrywania kolejnych poziomów śmiało można by pozwolić sobie na „ucięcie” małej drzemki. Ten problem zresztą bynajmniej nie znika na lepszych konfiguracjach, a jedynie ulega zmniejszeniu:( Za przykład niech posłuży tu moje PIII 550, na którym w szczytowych momentach oczekiwanie na załadowanie levelu wynosiło ok. 2 minut!!!
Powodem, dla którego nie jestem w stanie wystawić NOLF najwyższej oceny jest również fakt, iż gra – pomimo swego piękna i wciągalności nie przebija całej stawki, a jedynie owymi urokami ją urozmaica.
Niemniej bardzo polecam ten tytuł Wam wszystkim – Monolith nareszcie pokazał swoje pazury!

About