Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

NHL 2002

NHL 2002

Post by relatedRelated post

„I’m popped up more than Popeye’s left arm”

     Rokrocznie, kiedy kończą się wakacje, moje serce zaczyna dziwnie szybko bić. Przestaję myśleć o tym, co zwykle. Zaczynam z coraz większym zniecierpliwieniem wyczekiwać dnia 1 października. I to nie dlatego, że tak bardzo tęsknię za studiami. Po prostu wiem, że za Wielką Wodą startuje kolejny sezon wspaniałej ligi NHL. A jeśli NHL zaczyna grać, to znak, że EA Sports wypuszcza na rynek kolejną część (IMHO) najlepszej sagi sportowej wszechczasów – serii NHL.

Co roku zespół programistów, grafików, muzyków i przedstawicieli jeszcze kilku profesji, pracujących w kanadyjskim oddziale EA Sports, próbuje nas zaskoczyć nowymi rozwiązaniami, pomysłami, stale polepszając jakość swoich „Enejdżelek”. Historia hokejówek na PC ułożyła się tak, że jedyną prawdziwą grą z tego obszaru tematycznego zawsze była produkcja EA Sports. Actua Ice Hockey (1 i 2) była totalną porażką, a i NHL Powerplay 98 także nie dorastała do pięt produkcjom wspomnianego teamu z Kanady. Od EA Sportsów co roku dostawaliśmy lepszą grafikę, animację i dużo więcej realizmu. Realizmu, pod względem którego NHL praktycznie od zawsze wiodła prym wśród produkcji symulujących gry zespołowe.

Do najwyższej jakości przygotowania merytorycznego NHL przyczyniło się wiele spraw. Przede wszystkim ogromną rolę odegrały tu pełen profesjonalizm i osobiste zaangażowanie jej twórców w proces tworzenia gry. W Kanadzie hokej jest sportem narodowym, a „enejdżelki” od zawsze tworzyła EA Sports Canada. To tłumaczy pieczołowitość wykonania tych gier – po prostu ich autorzy tworząc coś dla wszystkich ludzi, tworzą także dla siebie Wiedząc, że odbierając radość innym użytkownikom programu, odbierają ją sobie samym, starają się w produkcję kolejnych tytułów włożyć maksimum serca. I tak właśnie powinno robić się gry komputerowe.

„That shot flipped the burgers on the concession stand.”

Już na kilka miesięcy przed wydaniem gry, mocno zastanawiałem się nad tym, jaka ona będzie. Po 9-cio miesięcznym katowaniu NHL2001 wyszło na jaw parę buraków tej gry, oraz moich pomysłów i sposobów na ulepszenie mojej ukochanej gry. Kiedyś nawet posłałem mejla do EA Sports z moimi uwagami. Wiele myślałem nad tym, które z głosów fanów przemówią na tyle silnie do twórców NHL, że zdecydują się uwzględnić je przy tworzeniu NHL2002. Na mniej więcej dwa miesiące przed otrzymaniem paczki od Kowala miałem już gotowe wyobrażenie o tym, co dostanę. Było to jednak wyobrażenie subiektywne… I jak się okazało… miejscami bardzo dalekie od rzeczywistej wartości produktu, który kryje się pod nazwą NHL2002.

Nie zdziwiłem się za bardzo, gdy na okładce pudełka zobaczyłem starego pittsburskiego Pingwinia – Mario Lemieux. Chłopak w końcu powrócił do czynnego uprawiania hokeja, a że jest jednym z najlepszych zawodników w historii NHL, to taki zaszczyt mu się po prostu należał. Z drugiej strony, mogłoby takich okładek być kilka – ot tak, żeby każdy fan mógł wybrać, czy na okładce DVD Boxu chce ujrzeć Mario, Bonzai, Lindrosa czy kogo innego. A tak, z opakowania gry szczerzy się do nas Lemieux.

Zacząwszy instalację gry, myślałem na tym, ile z tego co zapowiadali chłopaki z EAS, faktycznie zostało zamieszczone w grze. Miałem pewne obiekcje co do tego, na ile przedpremierowe zapowiedzi były prawdą, a na ile należało potraktować je jako bałwochwalstwo.

„HA HA HA, he hit him like a hockey player”

Jednym z moich marzeń było ujrzenie porządnego intro, złożonego z sekwencji filmowych, zamiast kaszany z poprzednich dwóch części gry. Niestety, to, co odważono się umieścić jako intro do gry, woła o pomstę do nieba. Kilkunastosekundowa, renderowana sekwencja zmieniających się logo drużyn to wszystko, co gracz może ujrzeć, zanim jego oczom ukaże się główne menu gry. Coś tu jest nie tak kochani. A gdzie urywki z prawdziwych meczy, gdzie gitarowe riffy, gdzie przepełnione podnieceniem głosy komentatorów??? Werdykt: pod tym względem nadal nie pobite jest NHL99. Zarówno pod względem intra, jak i muzyki. Ta w menu jest po prostu żałosna. Muzyka elektroniczna to jednak niezbyt dobry podkład dla hokeja, Dopiero po odpaleniu Ditty Importera i podmienieniu muzyki na swoją, czułem pełną satysfakcję z obcowania z tym tytułem. (Children Of Bodom, Vader, Six Feet Under i Emperor rulez!)

Z głównego menu, jak zwykle bardzo czytelnie zaprojektowanego, mamy dostęp do praktycznie wszystkich ustawień gry. Możemy zatem od razu przejść do meczu towarzyskiego, ustawić poziom realizmu gry, oraz zmienić dodatkowe opcje. Mamy także dostęp do statystyk i sylwetek zawodników, oraz statystyk drużyn. Nową opcją w menu jest pozycja NHL Cards.

NHL Cards to jedna z tegorocznych nowinek. Jak dla mnie jednak, nowinka bezsensowna, bo bardziej denerwująca, niż uprzyjemniająca grę. Cały pic polega na tym, że podczas meczu możemy wykonywać pewne zadania, za które dostajemy określoną, zależną od poziomu trudności, liczbę punktów. Lista zadań jest przy tym bardzo długa i zróżnicowana. O ile zdobycie chociaż jednego gola czy wygranie wznowienia nie brzmią jak zbyt trudne cele, to co powiecie na zdobycie 500 asyst stworzonym przez siebie zawodnikiem? 🙂

„- Toronto find itself tied up, going for the intermission brake…just like Don – HMMM, HMMMPH, MMPH”

Za zarobione punkty kupujemy karty, będące elektroniczną wersją dostępnych w sprzedaży kart kolekcjonerskich firmy Upper Deck. Wszystkich jest 189 i są one kupowane w pakietach po 10 sztuk. Tak więc szansa na to, że wiele z nich będzie nam się powtarzać, jest ogromna. Każda karta może wystąpić w trzech wersjach: złotej, srebrnej lub z bronzu. Od koloru zależy czas trwania efektu, jaki daje karta. Są także karty diamentowe, które trwają nieskończenie długo.

Wszystkie NHL Cards dzielą się przy tym na cztery główne kategorie:

  • Player Cards – Karty Zawodników, na których znajduję się fotka danego hokeisty. Te karty pozwalają danemu zawodnikowi na przejście w tryb bohatera. Oznacza to, stanie się on bardziej groźnym i niebezpiecznym strzelcem. Drżyjcie przeciwnicy!

Tutaj właśnie ujawnia się bezsens autorów tego pomysłu. Bo zamiast odczytać z karty jakieś ciekawe wiadomości o zawodniku, informacje o jego karierze, ciekawostki typu ilość zaliczonych hat-ricków, nieco o przyzwyczajeniach, dostajemy po prostu ohydne ułatwienie do gry! Jak dla mnie, jest to nie do pomyślenia. Gdyby faktycznie na kartach zawodników było coś ciekawego, o czym nie każdy fan hokeja wie, to pomysł mógłby się okazać naprawdę przedni.

  • Celebrations: Nowe sposoby świętowania zdobycia bramki. Po strzeleniu gola możemy najzwyczajniej w świecie cieszyć się z tego, czego właśnie dokonaliśmy. Niektóre z gestów są bardzo efektowne. Warto przy tej okazji poeksperymentować i ustawić sobie własny zestaw pocieszek. Radość jest wtedy naprawdę wielka.
  • Easter Eggs – tutaj znowuż mamy możliwość włączenia tak zwanych jaj wielkanocnych, czyli śmiesznych dodatków do gry, przygotowanych przez jej twórców. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj Shrink’n’Grow, włączenie którego powoduje, że każdy uderzony i przewrócony hokeista kurczy się, a zdobywca gola… rośnie!
  • Codes – kolejna porcja ohydnych ułatwień do gry. Pomysł na umieszczenie tu między innymi karty, której użycie powoduje, iż pierwsze 10 strzałów przeciwnika minie naszą bramkę, jest chybiony co najmniej o milę. Pozostałe karty z tego typu zresztą też.

Ogólni rzecz ujmując, NHL Cards to świetny pomysł, ale gorzej z jego wykonaniem. Miejmy nadzieję, że autorzy gry wyciągną odpowiednie wnioski i w przyszłym roku taka sytuacja się nie powtórzy.

„His technique was breathtaking… especially for the guy getting hit.”

W porównaniu do wersji o rok starszej, w NHL2002 otrzymaliśmy jeszcze dalej idącą swobodę w dziedzinie ustawień realizmu meczu. Regulować można takie parametry jak tempo gry, celność strzałów, podań, ich szybkość, agresywność komputera i częstość występowania kontuzji u zawodników. Na standardowych ustawieniach gra jest niebyt realistyczna. Dopiero ingerencja w jej ustawienia sprawia, że naprawdę podczas meczu czuć ducha hokeja i NHL.

Zestaw dostępnych drużyn oraz trybów nie został zmieniony. Nadal możemy „zapykać” meczyk towarzyski, wygrać playoffy, wziąć udział w turnieju, bądź też zabawić się w ligi NHL (można grać 10 sezonów z rzędu). Do dyspozycji jest nadal 50 ekip, z czego 30 jest drużynami NHL a 20 to zespoły reprezentacji narodowych.

Po raz kolejny znalazła się wśród nich i nasza reprezentacja. Po raz kolejny jednak, wszystkie nazwiska zawodników w niej występujących są nieprawdziwe. EA Sports co roku szkoda jest pieniędzy na zakup licencji od międzynarodowej unii hokejowej. Zatem zamiast Klisiaka i Garbocza, straszą nas Cygan, Perzyna i spółka. Szkoda, bo od wielu lat sytuacja jest taka sama.

po bodiku: „That’s of course, a hockey version of compression technology”

W kwestii samego meczu niewiele zostało zmienione. Nadal mecz jest wspaniałym widowiskiem. Poza widowiskowością, posiada on także jedną, niebagatelną cechę – realizm. Sztukę przenoszenia zmagań hokeistów na ekrany komputerów, programiści z EA Sports Canada opanowali do perfekcji. Po lekkim tuningu ustawień realizmu, naprawdę można poczuć, że bierze się udział w prawdziwym meczu hokeja na lodzie.

Do perfekcji doprowadzono animację zawodników. Ich ruchy już w NHL2001 były świetnie zgrane, ale teraz są już idealnie realne. Naprawdę widać ruch nadgarstka przy strzale, czy też balans ciała przy zwodzie. Najwięcej uwagi poświęcono zachowaniu bramkarzy, którzy teraz zachowują się dużo lepiej niż rok temu. Ich parady wyglądają nieprawdopodobnie. Rzadziej także wyskakują z łyżew do góry, po przyjęciu strzału. Do tego mamy dodatkowo jeszcze większą gamę możliwych do wykonania zagrań, przez co NHL2002 staje się jeszcze ciekawsze.

Poprawiono także inteligencję komputera. Przyznam, że teraz jest ona doprawdy imponująca. Obrońcy świetnie ustawiają się na naszej drodze. Dokładnie kryją naszych zawodników w swojej strefie obronnej, odcinając ich od podania. Dodatkowo, komputer świetnie gra ciałem i potrafi wykorzystać przewagę siły fizycznej do swoich celów. Bardzo często zawodnicy komputera blokują krążek własnym ciałem, uniemożliwiając graczowi oddanie celnego strzału na bramkę.

„Don, you’re a pig!”

Komputer zabójczo gra w ataku. Nie przeprowadza karkołomnych akcji, a stara się dokładnie rozegrać „gumę” między swoimi zawodnikami. Często stosuje zamek i mądrze asekuruje każdą ofensywną. Często gra za bramką i non stop podaje krążek, przez co jest ciężko jest mu go odebrać. Nie pozostaje przy tym zbytnio schematyczny. Potrafi naprawdę zaskoczyć błyskawicznie wyprowadzonym natarciem i pogrążyć nas, gdy się tego najmniej spodziewamy. Po prostu jest dla nas godnym przeciwnikiem. A tak przecież powinno właśnie być.

Żeby nie było, że nie, to powiem coś o samej grafice jako takiej. Otóż… jest ona obłędna. Twarze zawodników. Te modele. Ło Jezusiczku!!!! Ależ piknie oni to zrobili. Pychole naszych hokeistów wyglądają zupełnie tak jak na zdjęciach. Obłęd kochani, obłęd! Już w edycji 2001 pod tym względem było super. Teraz jest po prostu obłędnie.

Do tego dochodzą… nowe kamery. Gdy nasz zawodnik znajdzie się sam na sam z bramkarzem, kamera robi zbliżenie, ekran robi się lekko niebieskawy, a z głośników słychać… bicie serca naszego napastnika (tzw. Breakaway Cam) !!! Hehe, adrenalina skacze wtedy jak kangur.

„That shot was so hard, it threats the security of NATO”

Kolejnymi kamerami są ujęcia, które pokazywane są po ostrych wejściach ciałem i po paradach bramkarzy. Gra zostaje zpauzowana, ekran robi się czerwonawy i… 1, 2 , trzy ujęcia jedno po drugim i jedno szybciej odtworzone od drugiego. Aż głowa boli!

Niestety, ma to też swoje mankamenty. Przy Breakaway Cam kiepska jest perspektywa jadącego zawodnika i, za przeproszeniem, gucio widać. A przy bodikach i 3ch ujęciach gra zatrzymuje się tak nagle, że nie wiadomo co i jak i po odpauzowaniu, gracz nie wie nawet gdzie jest krążek. Ja szybciutko wyłączyłem obydwie kamery. Zbyt konsolowe to dla mnie było.

Nieźle sprawują się komentatorzy. W tym roku obok Jim Hughsona nie zasiada już Bill Clement. Nowy colour commentator zwie się Don Taylor i jest jajcarzem jakich mało. Jego zadaniem jest wzbogacanie wypowiedzi Hughsona o śmieszne wstawki, które poprawią nastrój graczowi. Przyznam szczerze, że jak dla mnie, gość robi to wprost świetnie. Zresztą Hughson nie pozostaje mu dłużny. Razem naśmiewają się z siebie nawzajem, policzkują, obrażają, udowadniają, kto jest mądrzejszy a kto… „mądrzejszy inaczej”. Gdy Jim próbuje skupić się na relacjonowaniu, może być pewien, że Don Taylor mu na to nie pozwoli. Albo zacznie się gadka o jedzeniu i piciu, albo o tym, jak wstrętni, nie mający sumienia panowie z EA kazali im wstawać z samego rana i jechać na nagranie komentarza. Taki duet gaduł to prawdziwy dynamit. Ci goście nie mają wytchnienia. Szkoda tylko, że wraz z Billem Clementem odeszły świetnie zredagowane statystyki i ciekawostki z życia graczy, którymi raczył nas w NHL2000 i 2001. Mimo wszystko, NHL ma najlepszy komentarz ze wszystkich sportówek. Zawsze tak było. Teraz jednak ci goście przeszli samych siebie. Brawo, panowie!

Hockey is like chess… but with way more body checkjng!!!”

Gadulstwu komentatorów towarzyszy jak zwykle maksymalnie głośno wyjąca publika zgromadzona w hali. Ich ryk niesamowicie podnosi adrenalinę. A gdy z głośników rozlega się odgłos wprasowywanego w bandę hokeisty, ekstaza jest już niebotyczna. Świetnie zgrane odgłosy zderzeń, strzałów i ryk publiki to to, co tygrysy lubią najbardziej. Tygrys Thufir (czyli ja) specjalnie dla tej gry zakupił sobie nawet dodatkowy głośnik nisko tonowy typu tuba samochodowa. Mniam 🙂

NHL2002 to bez wątpienia gra, która każdemu może się spodobać. Nawet jeśli do tej pory nie byłeś fanem tego sportu, to NHL2002 na pewno może cię chociaż trochę zainteresować. Mnie przy okazji NHL2002 udało się przekonać do hokeja moją dziewczynę. Świeżo upieczonych fanów „the coolest game on earth” zaciekawić może fakt, że na dwóch początkowych poziomach trudności gra się niezwykle łatwo. Zatem i nauka będzie przyjemna. Grafa przyjemna, gra daje niezłego kopa. Realizm jest. Czego chcieć więcej?

Z drugiej jednak strony, starzy wyjadacze (Silver, Oiolosse, Emhyr, Thomas, Senator, Soap i reszta hokejowej braci) zawiedli się na beznadziejnie wprowadzonym w życie pomyśle z kartami NHL. Razem z kolegami z serwisu Nhl.pl doszedłem do wniosku, że NHL2002 tak naprawdę nie jest jakimś specjalnym krokiem wprzód. Kosmetycznie poprawiono grafikę, wprowadzono masę niepotrzebnych, konsolowych bajerów, których nie jesteśmy w stanie zaakceptować. Do tego nadal nie ma w naszej kochanej NHL-ce trybu Franchise, czyli bardziej menedżerowego podejścia do sprawy. Nadal brakuje możliwości włączenia samemu stworzonej drużyny do rozgrywek ligowych, czy chociaż turnieju!

„Oh, they felt that hit in the Earthquake Research Center. But only because they’ve got extremely sensitive equipment”

Jednakże dla przeciętnego użytkownika NHL2002 będzie strzałem w dziesiątkę i grą w sam raz. Polecam gorąco.

About