Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

Majesty

Majesty

Post by relatedRelated post

Firma Microprose od lat znana jest ze swoich rewelacyjnych produkcji strategicznych, że wspomnę tylko o kultowych Cywilizacjach czy też (z nowszych produkcji) serii UFO. Nawet gry zrobione przez inne firmy, a które przez Microprose były rozpowszechniane również okazywały się rewelacyjne – tak ja np. Worms. Faktem niezaprzeczalnym jest to, iż firma stara się w każdej ze swoich gier wprowadzić jakiś nowy element, dotychczas niespotykany w żadnym produkcie podobnego rodzaju. Dzięki temu zresztą produkty firmy Microprose w znakomitej większości stają się hiperprzebojami. Wprawdzie seria UFO po niezaprzeczalnym sukcesie dwóch pierwszych części odeszła w bardzo dziwne klimaty i nie przyniosła firmie spodziewanych dochodów, to jednak popularne ’Mikroprosiaki’ postanowiły zakasać rękawy i wypuścić na rynek grę nowatorską, zaskakującą rozwiązaniami i poziomem. Tym razem postanowiono zrewolucjonizować rynek gier real-time strategy popularnie nazywany RTSem, rynek stworzony w zasadzie przez dwie firmy – Westwood i Blizzard. Atak na tak dobrze utwierdzoną pozycję musiał być przeprowadzony produktem wyjątkowym – i takie jest właśnie Majesty.
Majesty to próba przedstawienia królestwa fantasy w czasie rzeczywistym. Niby nic nowego, ale jednak. Microprose postanowiło przedstawić sam konflikt rozgrywający się w grze nie z pozycji głównodowodzącego siłami zbrojnymi, ale z pozycji władcy, dla którego jedynymi czynnikami, którymi może wpływać na rozwój swojego państwa są słabiutka 'gwardia narodowa’ w postaci przybocznej straży oraz poborcy podatkowi. Wbrew pozorom te dwie grupy ludzi wystarczają całkowicie do tego, aby zapanować nad królestwem borykającym się z najazdami hord wrogich potworów… W Majesty nie możemy jednak wpływać na żadne postacie w sposób bezpośredni, to znaczy taki, jaki dotychczas znaliśmy z RTSów. Nie można nikomu kazać gdzieś pójść, nie można wydać rozkazu ataku czy obrony. Podczas gdy całe nasze małe państewko (czy raczej – nasza mała wioseczka) wiedzie spokojny i niezależny od gracza żywot; jedynym czynnikiem, który może zwrócić uwagę naszych poddanych są pieniądze. A pieniądz, jak wiadomo, może wszystko. Jako król zarządzamy infrastrukturą (czy raczej urbanistyką) naszego państewka, za zarobione przez nas pieniądze stawiając rozmaite gildie, które wprawdzie może i pomogą nam w wykonaniu zadania, ale tylko jeśli będzie to dla nich wystarczająco opłacalne. Mimo, iż król płaci nie tylko za wybudowanie gildii, ale również za wykształcenie jej wychowanków, nie może im wydać rozkazów. Wojownicy, łucznicy, magowie czy wreszcie pospolici łotrzycy rozbiegają się po całej planszy w nieustającej pogoni za pieniędzmi, które jak wiadomo, po królestwach fantasy walają się w niesamowitych ilościach. Jedyną metodą na nakłonienie tej zgrai do wykonania jakiegoś zadania jest wyznaczenie nagrody – czy to za zabicie potwora, czy zburzenie jakiejś budowli, czy też w końcu za odkrycie jakiegoś terenu.
Taka gra jak przedstawiona w poprzednim akapicie byłaby nudna i bez sensu ze względu na swoją prostotę i powtarzalność, jednak Majesty jest na szczęście bardzo rozbudowane jeśli chodzi o elementy zaczerpnięte z RPG. Każda z naszych postaci opisana jest szeregiem współczynników i wraz z upływem czasu gry zdobywa coraz więcej doświadczenia, dzięki czemu awansuje na wyższy poziom, wskutek czego staje się skuteczniejsza w walce. Uzbrojenie również opisane jest za pomocą liczb, jednak już w tym wypadku rola króla sprowadza się jedynie do stworzenia bohaterom możliwości dozbrojenia, a nie fizycznego ulepszania ich ekwipunku. Wygląda to tak, że stawiamy kuźnię, w niej dopracowujemy kolejne elementy rynsztunku, zaś herosi po zdobyciu odpowiedniej ilości kapusty witają w jej skromne progi, pozostawiając część swoich ciężko zarobionych pieniędzy w zamian za ulepszenie uzbrojenia. Możemy również postawić targ, na którym sprzedaje się eliksiry leczenia i pierścienie ochronne (z kilkoma parametrami – niemal jak w Diablo), możemy wybudować bibliotekę, gdzie co inteligentniejsi herosi będą mogli nauczyć się kilku czarów, wreszcie możemy płacić gildiom magów za 'odpalenie’ danego czaru… Aspekt RPG został w Majesty bardzo dobrze oddany, widać, jak bohaterowie ciężko pracują na swój ekwipunek, często czujemy żal ze straconego wojownika, i to nie tylko ze względów finansowych, bo w sumie całe uzbrojenie zdobył sam…
Czyli mówiąc krótko – połączenie RTSa z RPG. Czy dobrze wyszło? Sam nie wiem. Z RTSa zapożyczono tu wyłącznie pomysł budowania i ulepszania budynków (no i toczenie walki w czasie rzeczywistym), z RPG wszystko inne – bohaterów, ich parametry, uzbrojenie, ekwipunek, eliksiry leczenia – ale niestety możemy to sobie jedynie pooglądać. Fakt, iż nie mamy żadnego wpływu na naszych bohaterów (poza „marchewką” w postaci nagród – nawet żadnych kar nie możemy wymierzyć za nieposłuszeństwo…) sprawia, iż Majesty jest jedną z najbardziej chaotycznych i nieprzewidywalnych gier, w jakie grałem. Herosi rozbiegają się, uciekają, przesiadują w gospodzie nad kufelkiem piwa zamiast ratować Ważną Osobistość zamkniętą w wieży… Nie wygląda mi to na królestwo, szczerze mówiąc… Grając w Majesty czułem się nie jak wielki władca całej krainy, ale jak nowobogacki szlachciura, który płaci ludziom za to, żeby żyli w jego przepięknej wioseczce i odpędzali, o ile oczywiście będą mieli na to ochotę, wszelkich wrogów szwendających się wokół jego zamku… Niestety gra jest kompletnie nielogiczna – dlaczego właściwie król nie może wystawić sobie armii? Dlaczego nie może powiedzieć strażnikom 'wy załatwcie tamtego szczura, a wy tego wilkołaka’?? Dlaczego wreszcie musi płacić jakimś wrednym czarodziejom za odpalenie głupiego czaru, skoro za własną kasę postawił im siedzibę?? A skoro już żądają pieniędzy za swe usługi, czemu nie można ściąć jednego z nich na dziedzińcu zamkowym, ku przestrodze i na pokaz?? Dziwne to jest, bardzo dziwne. Samo założenie gry – król to król, a nie jakiś tam wojak – kłóci się z rzeczywistym jej obrazem, niemożnością skonstruowania posłusznej i zdyscyplinowanej armii, czy też wreszcie brakiem opcji wymuszania czegokolwiek na kimkolwiek (nie licząc gildii łotrzyków, ale oni i tak pobierają sobie odpowiednią opłatę). Prawdziwy król, dysponujący takim arsenałem możliwości jak w Majesty, zostałby zrzucony z tronu i przegnany w nieznane po trzech dniach swojego królowania… Jak uczy historia, utrzymanie się pojedynczej osoby na najwyższym szczeblu państwowym wymaga stosowania zasady nie tylko marchewki, ale również kija. Nachodzi mnie tutaj niestety smutne podejrzenie, że Microprose starał się tak skonstruować grę, aby mogła trafić do jak najszerszego grona odbiorców, w tym dzieci… Cóż, zrobiono to kosztem realizmu rozgrywki.
Pomimo powyższego akapitu uważam Majesty za grę dobrą, a nawet bardzo dobrą. Działa tu dokładnie taki sam mechanizm jak w grze Commandos – i Commandos, i Majesty, to gry o błędnych założeniach, ale dostarczające olbrzymiej rozrywki. W Commandos błędem było zbyt duże zindywidualizowanie poszczególnych wojaków, w wyniku czego tylko jeden z nich umiał prowadzić samochód, a przecież to bez sensu… Majesty z kolei ogranicza za bardzo rolę króla. Mimo tego, zarówno w Commandos jak i w Majesty gra się bardzo miło. Powiem więcej – od Majesty nie sposób się wręcz oderwać, tak doskonale spędza się przy niej czas. Po przymknięciu oka na podtytuł gry (Symulacja Królestwa Fantasy) można przy niej naprawdę dobrze się bawić, obserwując zmagania wojaków z hordami potworów, budując coraz to lepsze budynki (w których ci właśnie wojacy zostawią trochę więcej forsy niż w tych gorszych) i wyznaczając nagrody za potwory stanowiące bezpośrednie zagrożenie dla dobra naszego państewka. Na szczęście gra oferuje sporo rozmaitych misji o diametralnie różnych celach – poczynając od obrony własnych włości, przez atak i odbicie konkretnych budynków z łap (i macek) przeciwnika, po uzbieranie określonej sumy pieniędzy w określonym czasie. Niestety misje nie są ułożone w kampanię, to znaczy z mapy możemy wybrać dowolną z nich (poza kilkoma zablokowanymi). Takie rozwiązanie nie przypadło mi do gustu, bo daje do zrozumienia graczom, iż autorzy nie mieli w ogóle pomysłu na spinającą wszystkie misje w całość fabułę i poprzestali na pojedynczych zadaniach. Jeśli ktoś ceni fabułę w grze absolutnie ponad wszystko (a ja do takich graczy się zaliczam) to Majesty może mu się nie spodobać. Może, lecz nie musi – chociaż praktycznie zawsze odrzucam gry dające mi do wyboru od razu wszystkie misje czy zadania, w wypadku Majesty brak fabuły nie przeszkodził mi zbytnio w cieszeniu się rozgrywką, chociaż mały niesmak pozostał.
Odnośnie technicznych spraw, grze nie mam nic do zarzucenia. Grafika bardzo miła dla oka i odpowiednia dla 'epoki’, muzyka podobnie. Programiści olbrzymią wagę przyłożyli do interfejsu, tworząc niezliczone opcje podglądu wydarzeń i charakterystyk bohaterów, dzięki czemu gra się bardzo przyjemnie i bez niepotrzebnych przestojów spowodowanych nieprzejrzystością interfejsu.
Spolszczenie, jak zwykle w przypadku CD Projektu, zostało wykonane bez zarzutu, choć dziwi mnie zachowanie w polskiej wersji językowej sampli, w których wyraźnie słychać angielską mowę (jak na przykład przy opcji 'wymuszenie’ w Gildii Łotrzyków). Odprawy przed misjami, jak i system pomocy przetłumaczono bardzo dobrze, wprowadzając dodatkowy atut humorystyczny dla ludzi słabiej znających język angielski – otóż imiona bohaterów tworzone są z dwóch zbiorów słów. Czasem wychodzą naprawdę rewelacyjne połączenia (choć akurat w Diablo 2 było dokładnie to samo), ale akurat w Majesty przeszkadza to zdecydowanie mniej niż w przypadku tytułu Blizzarda – chyba wynika to z przyjęcia bardziej niż w Diablo 2 luźnej i wesołej konwencji.
Generalnie Majesty to bardzo dziwna gra. Pomimo wielu zarzutów i ewidentnych nielogiczności, grało mi się w nią doskonale. Widzę w tej grze narodziny nowego gatunku – na razie jednak produkt ten nie odkrywa przed graczem wszystkich możliwości. Poczekajmy jakiś rok.

About