Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

Guardian of Darkness

Guardian of Darkness

Post by relatedRelated post

      Za siedmioma górami, lasami…no i oczywiście rzekami, w osławionej swymi ciekawymi, acz niezwykle podobnymi do siebie produktami firmie Cryo Interactive powstała niegdyś gra nieco odbiegające od wspomnianego schematu. Produkt ten nie budził jednakże większego zainteresowania, czemu „zawdzięczał” swą wegetację na magazynowych półkach.
W końcu jednak „Guardian of Darkness”, bo tak brzmi jego dumne miano – dzięki zainteresowaniu ze strony jednego z polskich pism o grach doczekał się swoich pięciu minut i trafił pod strzechy wielu żądnych przygód graczy.
Czy jednak opuszczenie ciemności faktycznie było tak dobrym pomysłem? Przekonacie się o tym już niedługo…

W klasyki typu „Alone in The Dark”, czy też „Resident Evil” miała z pewnością przyjemność zagrać zdecydowana większość Was. Niespotykane szerzej reakcje typu: podskakiwanie z fotela, zasłanianie oczu, czy w ekstremalnych wypadkach niekontrolowane moczenie się;) niejednokrotnie towarzyszyły nam podczas zgłębiania niesamowitych terenów we wszystkich grach obydwu serii.
Patrząc z wierzchu, najbliższym „Guardianowi” jest właśnie ten gatunek – survival horror. Nie znaczy to jednak, iż jest to gra równie wartościowa, jak wspomniane przed nią pozycje… Ale poczekajcie, w końcu dopiero zaczynamy! A skoro tak, to…

„Łuuhuuu!
Co? Gdzie? Jak?”

     No i bum! Jesteśmy już na ziemi i zaczynamy misję:) Tiaaa; fabuła może i przedstawia się nieco bardziej obficie, acz zarówno jej prezentacja w postaci słabiutkiego intra (o tym za chwilę), jak i ogólny sens sprowadza się do jedynego słusznego finiszu – zesłania na ziemię naszego herosa, ciemnego typka zwanego Aniołem Ciemności, tadammm:)))
No więc wspomniany filmik, który wprowadza nas w realia gry – z definicji powinien być szybki, dynamiczny, ciekawy i błyskotliwy. Wszystkich wymienionych cech tym razem niestety zabrakło, czego efektem kilkuminutowy słabiutki, niemalże statyczny wizerunek naszego bohatera w strumieniu padającego od spodu światła, podparty smętnymi wynurzeniami narratora, które na dodatek (jakby mało już było złego) co chwilę się zacinały. Ot i całe intro.
Za pewną ciekawostkę można uznać fakt, iż nasz bohater jest czarny nie tylko w sferze charakteru, ale i koloru skóry. Nie przypominam sobie, abym od czasu pamiętnego „Shadowmana” miał okazję kierowania poczynaniami jakiegoś murzyna. No, ale sprawę dyskryminacji rasowej w grach odłóżmy sobie może na kiedy indziej:)
Do „gry właściwej” wkraczamy w Bostońskim muzeum, które autorzy zaserwowali nam jako pierwszą z paru dostępnych lokacji. Oprócz tego miejsca zwiedzić przyjdzie nam bowiem kilka bardziej, lub też mniej przyjaznych, jak chociażby zatęchłe piwnice, bar szybkiej obsługi, czy pewną hawajską wyspę, będącą kolebką kultu Voo – Doo.

„Łuuhuuu!
Wywlekając flaki na wierzch…”

     Wszystkie tereny, pomimo swej teoretycznej odmienności prezentują się jednak mało oryginalnie i sprawiają wrażenie zrobionych na jedną modłę. Oprawa wizualna na pierwszy rzut oka wprawdzie nie wygląda aż tak tragicznie, aczkolwiek już podczas dłuższego posiedzenia z grą wszelakie niedociągnięcia wysypują się z niej niczym łupież z głów bohaterów tandetnych reklamówek.
Podstawowym niedociągnięciem jest wygląd większości postaci: o ile nasz podwładny wygląda jeszcze całkiem znośnie, o tyle już napotykani przezeń osobnicy sprawiają wrażenie „lekko” niedorozwiniętych. Mało, że taki jeden z drugim delikwentem podczas rozmowy stoi i paralitycznie wymachuje rękami, czy głową, to jeszcze dzięki rozlazłym polygonom wygląda tak, jakby miał się po chwili poskładać w kupkę. Niektórzy wprawdzie wyglądają nieco lepiej, acz takowe przypadki można by przyrównać do przysłowiowych „jaskółek”…
Podobnie przedstawia się sprawa samej rozgrywki; początkowo nie mierzi nawet kieprawa animacja naszego kolo, ale w połączeniu z wadami, które dotykają nas po kolejnych kilku minutach – mieszanka owa jest już w stanie nielicho wku…rzyć (ech, ta poprawność polityczna;) każdego gracza.
No więc najpierw wspomniana animacja: na jej przykładzie najlepiej możemy zobaczyć, jak wiele oznacza w dzisiejszych grach 'motion capture’ – w tym przypadku oczywiście autorom nadmienionego sposobu odzwierciedlenia ruchów nie chciało się zastosować, przez co wszystkie wykonywane przez nas czynności, z chodem na czele – wyglądają bardzo słabo i nienaturalnie. Zakresu ruchów również nie sposób nie zganić, choć te akurat są nieco podratowane poprzez możliwości rzucania czarów i zaklęć przez naszego gostka. No bo w końcu jakoś się musi bronić, nie?
Mieszankę uzupełnia dogrywanie się otoczenia po każdorazowym przejściu przez, dajmy na to – drzwi. Niektóre lokacje, pomimo iż niewielkie – są wręcz przesycone różnorakimi przejściami, więc przemieszczanie się między nimi siłą rzeczy wiąże się z co kilkusekundowym doładowywaniem terenu. Takiej technicznej niedoróbki, nawet wziąwszy pod uwagę, że cały przestój liczy sobie 2, 3 sekundy – nie sposób zignorować.

„Łuuhuuu!
Łabędzi śpiew”

Chyba właśnie zabiłem pewną grę:’-)
Hmm, a może jednak to nie moja wina?
Fakt faktem, że „Guardian of darkness” jest grą spóźnioną o dobre kilka lat, ale inną racją, którą pragnę Wam przytoczyć na pocieszenie jest to, że pomimo jej niewątpliwych niedoróbek – na rynku znajduje się cała masa jeszcze gorszych tytułów.
Całe to tłumaczenie wynika z tego, że w końcu za tytuł ten nie przychodzi Wam zapłacić (przynajmniej teoretycznie. Wiadomo wszakże, że nie ma nic za darmo:) ani złotówki, więc nie wypada go tak całkiem zdeptać. Jeżeli macie super szybki komputer to dogrywań prawie nie zauważycie;), a jeżeli lubicie przestarzałe gry – trafiliście w sedno!
Wszak każdy kij ma dwa końce, jeśli tylko się tego chce:)))

Plusy
Minusy
  • praktycznie za darmo
  • Oj, oj, oj:)
  • Dogrywanie lokacji
  • Nienaturalność ruchów
  • Może lepiej zerkniecie do recki?;)))
About