Strategiczne gry do pobrania dla dziewczyn za darmo

Gilbert Goodmate and the Mushroom of Phungoria

Gilbert Goodmate and the Mushroom of Phungoria

Post by relatedRelated post

Guybrush Threepwood wiecznie żywy… jeszcze długo nie przestanie być głównym wzorcem dla producentów gier przygodowych z całego świata. Marny jego los – nie dość, że programiści z LucasArts wymyślają mu nowe okrutne tortury, przez które musi przechodzić, to jeszcze na dodatek jest klonowany bez swojej wiedzy i zgody w dziesiątkach egzemplarzy. Najnowsza kopia bohatera z Małpiej Wyspy nazywa się Gilbert Goodmate i stanowi główną postać nowej gry adventure Gilbert Goodmate and the Mushroom of Phungoria, którą wkrótce wyda na naszym rynku firma Coda.

Gilbert Goodmate nie jest grą, która siliłaby się na fałszywą oryginalność. Jest to zwyczajna, konkretna przygodówka „ze starej szkoły”. Rozgrywka utrzymana jest na przyzwoitym poziomie, choć gra nie jest zbyt długa. Produkt Prelusion utrzymany jest w konwencji grafiki 2D, zaś do sterowania wykorzystano standardowy interfejs „point-and-click”. Sama fabuła gry też nie należy do szczególnie intrygujących: z miasta Phungoria skradziono grzyb, który mieszkańcy uważali za swoją relikwię. Winę za stratę przypisano pewnemu Bogu ducha winnemu starowince – jego wnuk, tytułowy Gilbert Goodmate wyrusza więc na poszukiwanie złodzieja.
Historia toczy się początkowo w samym mieście Phungoria i jego okolicach, aby później przenieść się na pobliską wyspę oraz do wioski wojowniczych Wikingów. Jak to zazwyczaj z przygodówkami bywa, część zagadek jest dobrze pomyślana i prowokuje do myślenia, inne zaś po prostu nużą. Jak na mój osobisty gust, w osobistej historii jest zbyt mało akcji, wydarzeń popychających fabułę do przodu – większość problemów w grze polega na zdobywaniu rozmaitych przedmiotów dla poszczególnych osób, dzięki czemu będziemy mogli dotrzeć do miejsc, gdzie zdobędziemy następne przedmioty dla kolejnych osób, itd. itp. Nie należy tego jednak brać za poważną wadę gry (poprzednie zdanie uznajcie po prostu za majaczenia chorego faceta, który sam nie wie czego chce :-). Przeciętnie wygląda kwestia humoru w grze – choć autorzy starają się jak mogą, większość tekstów wywoływała tylko delikatny uśmiech (politowania -?) na mojej twarzy. Wyznam jednak, że w grze znalazła się jedna błyskotliwa riposta, po której autentycznie spadłem z krzesła (dla dobrze znających angielski: „Why do you need the key to Elton’s lavatory? – I always wanted to see Elton’s John…”).
Sam interfejs gry sprawił mi małą niespodziankę. Jako ktoś, kto zjadł wszystkie rozumy świata uznałem, że czytanie instrukcji jest poniżej mojej godności. Zasłużona kara spotkała mnie kilka minut po zakończeniu instalacji gry, kiedy mimo najszczerszych wysiłków nie potrafiłem zmusić głównego bohatera do wykonania żadnej sensownej czynności. Skruszony, zaczerpnąłem informacji o sterowaniu bohaterem, psiocząc wniebogłosy na programistów tworzących takie dziwadła. Oto bowiem w Gilbercie Goodmate, aby wykonać jakąś czynność na przedmiocie, należy wskazać go myszą, kliknąć, a następnie cały czas trzymając wciśnięty przycisk myszy wybrać (za pomocą ruchów gryzoniem w górę i w dół) któreś z alternatywnych działań, które odpowiadają danemu obiektowi. Kilkanaście minut rozgrywki sprawiło, że zmieniłem zdanie o tym systemie – choć z początku trudno odrzucić stare przyzwyczajenia, taki interfejs okazał się wygodny i prosty w użyciu.
Od strony graficznej produkt firmy Prelusion prezentuje się solidnie, choć nie grzeszy nowatorstwem . Wszystkie tła zostały narysowane ręcznie i pozostawiają dobre wrażenie. Znak to, że graficy pracujący przy projektowaniu byli dobrymi rzemieślnikami, lecz nie zdobyli się na żadne oryginalne projekty – ot, wszystko to już się kiedyś o oczy obiło. Na takich tłach osadzane są animowane postaci – piszę „postaci”, choć mam na myśli głównie Gilberta; reszta bohaterów gry jest statyczna i animowana w dość ograniczonym zakresie (tylko ruchy rąk, głowy itp.). Im bardziej skomplikowana jest animacja postaci, tym prostszy design rysunku osoby – sylwetka Gilberta to tylko jednobarwne plamy kolorów obwiedzione konturami, bez jakiegokolwiek cieniowania itd. O muzyce i głosach podkładanych w grze wystarczy powiedzieć tylko tyle, że są – nie można ich bowiem za nic pochwalić, ani też zganić; ot, standardowe wykonawstwo. Osobiście muszę przyznać, że zazwyczaj rezygnowałem z dźwięku, który i tak niewiele wnosi do rozgrywki.
Na polskim rynku grę wyda firma Coda, w wersji całkowicie spolszczonej. Należy mieć nadzieję, że osoby pracujące nad lokalizacją zadbają o właściwą jakość tekstu, z czym do tej pory bywało różnie. Szkoda byłoby zabić nieudolnym tłumaczeniem specyficzny nastrój Gilberta Goodmate. Gra, nawet wobec faktu, iż nie jest żadną rewelacją, może stać się jedną z najmocniejszych kart w talii produktów Cody – w porównaniu np. z katastrofalnym Kryształowym Kluczem rozprowadzanym przez tę firmę, Gilbert jest bardzo dobrą pozycją. Niska cena, niewielkie wymagania sprzętowe, brak przemocy oraz przyjemna grafika mogą zachęcić do tego produktu szerokie rzesze klientów, przede wszystkim tych, którzy rzadziej sięgają po gry komputerowe. Pozostaje mieć nadzieję, że nabywców gry nie rozczaruje poziom zagadek w grze – niejednokrotnie wymagających doświadczenia w tym gatunku komputerowej rozrywki.

Od pierwszych chwil gry w Gilbert Goodmate miałem wrażenie, że to wszystko już gdzieś widziałem – dwuwymiarowe przedstawienie świata, rysowana „kreskówkowa” grafika, charakterystyczny humor w kwestiach mówionych. Twórcy gry wcale zresztą nie mają zamiaru udawać, że tworzą jakąś nową jakość w gatunku adventure, ale otwarcie składają hołd największej serii gier przygodowych wszechczasów, czyli The Monkey Island w każdym z jej czterech wcieleń. Wystarczy porozmawiać chwilę z szalonym wynalazcą Eltonem, który przez pomyłkę nazywa Gilberta imieniem Guybrush. Taka bezpretensjonalność jest największą siłą gry. Gilbert Goodmate to gra bardzo zwyczajna; nie sądzę, aby ktokolwiek żałował, że ma ją na półce, z drugiej strony jednak nikt nie powinien rozpaczać jeśli jej mieć nie będzie. Można zarzucać temu produktowi brak oryginalności, wtórną grafikę, mało intrygującą fabułę, itd. – ale nie odważyłbym się nazwać Gilberta grą złą. A może po prostu to nieuzasadniony sentyment do postaci, których imię rozpoczyna się na G…

About